piątek, 2 września 2011

Bez tytułu #1


Zrobił to ruchem powolnym i od niechcenia; rzucił papierosa na chodnik i przydeptał go. Wypuścił ostatni cumulus dymu, który w mroku przybierał waniliowy kolor.
Stał chwilę. Potem ruszył, brukowaną kostką ku plaży. Siadł na piasku, zdjął buty i skarpetki; ruszył znowu. Dobrze wiedział gdzie siedzi. Chyba lubiła tam przebywać, a może wie to tylko dlatego, bo mu powiedzieli, że tam siedzi. Wolał jednak myśleć, że po prostu zawsze ją znajdzie. To dawało mu sens.
Po prostu jego jedynym sensem było szukanie jej. A może nie.
Zaszedł ją od tyłu.
- Wróciłem. - chciał powiedzieć cicho i delikatnie, ale zadudnił głośno i agresywnie. Nie wiedział czemu. Po prostu mu nie wyszło. - Chyba dawno się nie widzieliśmy, ale to nie ważne. Prawda? Mogę usiąść? Dosiąść się?
Nerwowo zakaszlał.
- Usiąść przy tobie.
Ona siedziała niewzruszona. Słyszała go, jak idzie. Jego kroki, szuranie, szelest jego ubrania targanego przez morski, silny wiatr, spadanie ziarenek piasku i ciężki oddech. Na imię miała Mary i pasowało to do niej; do jej delikatnej twarzy i rudej burzy włosów.
Wiedziała już, że odejdzie. Powiedział jej to jego oddech, który cały czas słyszała nad sobą. Był urywany i niespokojny. Nieregularny.
- To jest wolny kraj. – powiedziała.
- Chyba. Chyba jest wolny. Ale nie wiem. Czekaj. - otarł spocone czoło. - Muszę zapalić.
Wyciągnął paczkę papierosów z tylnej kieszeni. Wysunął papierosa. Włożył go do ust. Schował paczkę. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął zapałki.
- Wiesz, że muszę.
- Nałóg kiedyś cię zabije.
- Nie, ty się mylisz. To nie to mnie zabije. Zabije mnie żal, że tak długo musiałem czekać na własną śmierć i na swój pogrzeb.
Odpalił zapałkę i przyłożył ogień do końcówki papierosa; musiał się skulić, wiał mocny wiatr.
Zaciągnął się. Widać było, jak z trudem opanowuje drżenie. Było chłodno, ale to nie przez to. Zawsze się denerwował. Dlatego musiał brać leki. Czasami mu się mieszało. Wtedy połykał kilka tabletek i ponownie stawał się spokojny. Ale teraz nie miał już pieniędzy i nie było go stać, i denerwował się. Tak naprawdę nie wiedział, co go stresuje. Może to dlatego, że tak jest zawsze w książkach i w filmach: że mężczyzna zawsze boi się kobiety, gdy wraca do niej po dłuższym czasie. Może po prostu działał według schematu, żeby wszystko jakoś poukładać i żeby w tym wszystkim się połapać albo żeby nie wiedzieć jaki jest naprawdę, i jaki z niego skurwiel.
Ale to nie o to chodziło.
Chodziło o nią. Tylko ona go onieśmielała, a on wtedy drżał i nie mógł się skupić. Zerkał wtedy tylko na nią ukradkiem i chodził tam i z powrotem - tak jak teraz, na piasku, zaraz za jej plecami, żeby nie czuć jej wzroku na sobie. Na swoim ciele. Wtedy by musiał spojrzeć na nią, a ona spojrzałaby mu w oczy. I by z nich czytała, a on nie miałby szans się oderwać. Nie mógłby się ruszyć, wykonać najmniejszego ruchu. I wiedziałaby wszystko.
Chyba nie chciał, żeby go znała aż tak dobrze. Wtedy by go nie chciała. Bał się tego. Nigdy jej na to nie pozwalał. Teraz też nie może.
Jest tak roztrzęsiony.
Skończył papierosa. Usiadł koło niej.
- Tak właściwie to chyba nie prawda. Wiesz. Kraj. Ten kraj w cale nie jest wolny.
Przysunął się.
- Gdzie byłeś?
Czuł ją.
- Wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć. 
Przysunął się bardziej. Już nie drżał.
- Tobie zawsze brakuje wolności.
- To przez takich jak ty. Ten kraj nigdy nie będzie wolny dopóki będą w nim żyć tacy ludzie jak ty.
- Przyszedłeś mnie ‘wziąć’?
- Tak, przyszedłem się kochać. Ale nie zrobimy tego tutaj. Zbyt bardzo kocham morze, żeby pierdolić się tutaj z tobą.
- Zawsze odchodzisz.
- I zawsze wracam. Czy to nie wystarczy ci na dowód mej miłości?
- Kiedyś nie wrócisz.
- Ty tak w cale nie myślisz. Gdybyś tak myślała to by Cię tutaj nie było. Przecież nie zniosłabyś tego.
- Więc to ostatni raz.
- I tak będziesz przychodzić. Bo jak ja nie przyjdę, to przyjdzie inny i nie będzie się ode mnie różnić niczym, tylko, że będzie Cię rżnąć na plaży, a nie w hotelu, jak ja. Tutaj tylko ja kocham morze, wszyscy inni go nienawidzą.
- Nigdy nie potrafiłeś rozmawiać z kobietami.
- Ty jesteś dziwka. Ale nie martw się, wszystkie kobiety są takie. Mają wszystko, żeby być dziwkami: i pizdę, i znają wartość pieniądza. Więcej już nikomu nie potrzeba. Znam tylko jedną kobietę, która nie jest dziwką: Najświętszą Panienkę, ale ją kochał Bóg, a teraz już o wszystkich innych zapomniał i już wszyscy są straceni.
- Nie przychodź już więcej.
- Nie będę, nigdy nie miałem zamiaru przychodzić tu więcej, ale ja kocham morze.
- W takim razie ja też już nie będę tu przesiadywała.
- To dobrze, wtedy morze na pewno się ucieszy. Idź już stąd. – wyjął 10 dolarów z kieszeni i wyciągnął do niej rękę. – Tu masz pieniądze, ale już nigdy nie wracaj. Ja jutro i tak wypływam, ale Ty nie wracaj.
Odwróciła się . Poszła.
- To dla morza, morze się ucieszy, pamiętaj! – krzyknął za nią, ale ona się już nie odwróciła, a potem również wstał i odszedł.